środa, 19 grudnia 2012

KL

To dziś to dziś - uświadamiałam sobie po otwarciu oczu rano.
19 grudnia...ważny dzień.
Przekonana że wezwanie na KL mamy na 10:00 nie śpieszyłam się. Przeglądałam ksera które przygotowałam na spotkanie, aż nagle wpadło mi w ręce ksero "wezwania" a tam godzina 8:40!!!!!!!!!!!!!!

Wpadłam w taka panikę że myślałam że zwariuje. Na zegarku 8:20 a ja mam 30 minut na śniadanie, toalete, ubranie Oliwii i dojście. Na szczęście nie znacząco się "spóźniłam" - nie cierpię się spóźniać.

Doszłyśmy na miejsce a tam pustooooooooooooooooooooo. Przestraszyłam się. Poszłam szybko w miejsce gdzie składałam wniosek i okazałam dokumenty. 
Okazało się że to dobrze że jesteśmy tylko my, szybko Pani zawołała nas do pokoju nr 4. do Pani Psycholog.
Dzień dobry
dzień dobry
................. uśmiechy. Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne...
I na tym się skończyło. Pani nie chciała ode mnie żadnych dodatkowych papierów, pism, opinii...NIC.
Tylko zadawała pytanie typu. 
"córeczka nie ma problemów z nóżkami?" "chodzi sprawnie i biega"?
no co ja jej miałam powiedzieć? TAK
"P.P.-"aaaaaaa no to bardzo dobrze"
Poczułam się co najmniej dziwnie....
Odniosłam wrażenie że Pani mi chce powiedzieć że wszystko w porządku. Jak każdy lekarz mówiła "Jesteś śliczną dużą zdrowo wyglądającą dziewczynką.
P.P. podziękowała i skierowała nas do pokoju nr 2 w którym była Pani lekarka (raczej pediatra)
W pokoju nr 2 nie było tak pięknie wizualnie jak w 4. Wyglądał ten pokój jak w jakiejś starej przychodni a Pani za biurkiem też nie zbyt sympatycznie. 
Okazało się że to wnętrze tak omylnie przedstawiło sytuacje bo Pani L. była o wiele bardziej kontaktowa. Gdy Oliwia "odmówiła" badania serduszka Pani L. nie zmuszała jej tylko zapytała mnie o szczegóły typu wzrost i waga dziecka.
Porozmawiałyśmy troche i na koniec wręczyłam jej te same pisma które miałam dla P.P. i w przeciwieństwie do Psycholog Pani L. z uśmiechem na ustach wzieła papiery i powiedziała "To bardzo istotne że ma Pani dokumenty z poradni genetycznej, od neurologa i alergologa.

Wtedy kamień spadł mi z serce.

Myślałam że te wywiady będą rzetelniejsze a to "7 minutek i NASTĘPNY PROSZĘ"
Jak po tak krótkim czasie można decydować o losie dziecka?
Przecież od tych paru zdań, papierków i opini zależy dalszy los dziecka?!

Czuje nie dosyt bo chciałam powiedzieć dużo więcej niż mogłam.

Pani z punktu składania wniosków powiedziała że orzeczenia będą może nawet do tego piątku. 
(ogólnie czeka się na LIST 2tygodnie)


Muszę się iść chyba na ląkę wykrzyczeć może mi ulży, czuje ten cały ciężar niepewności na plecach.

Miejmy nadzieje że wszystko zakończy się pomyślnie.

buziaki

6 komentarzy:

  1. trzeba byc dobrej mysli:)
    i pomyslec ze w komisjach siedza lekarze:/

    OdpowiedzUsuń
  2. trafiłam i będe zaglądać, muszę sie zapoznać z całym blogiem, trzymam kciuki za pozytywne roztrzygniecie choc jestem przekonana ze pójdzie po twojej myśli, u nas tez było krótko aczkowiek bardzo treściwie

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam mieszane uczucia, ale nie ma co gdybać. W razie czego jak pozytywne myślenie nie zadziała to zawsze można się odwołać...
    dziękuję za komentarz;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam bloga od deski do deski, napewno bede tu zaglądac nasze dzieciaczki sa w tym samym wieku, dodam twojego bloga do moich czytanych,i niech przybywa czytelników, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. dziękuje serdecznie. Również dodałam i będę zaglądać do Was ;)

    OdpowiedzUsuń